Jak co sobotę rano wsiadam w samochód i wyruszam z Poznania, aby poznać i opowiedzieć nową historię. Z pozoru każda z nich może wydać się podobna, wpisana w te same ramy ślubnych konwencji. Dla mnie jednak w reportażu najbardziej liczą się ludzie i ich emocje, każdy zatem jest dla mnie zupełną nowością. Również miejsca są nowe. Nieznane dotąd kościoły, sale ślubne i miasta. Wszystko to skutecznie wytrąca mnie z monotonii, sprawia, że co sobotę rano odczuwam ten sam lekki niepokój podszyty adrenaliną. Te emocje mnie nakręcają i mimo że zrobiłem w życiu ze sto ślubów, nie mogę się doczekać, kiedy chwycę za aparat i zacznę nową opowieść.
Nie jadę długo, może z godzinkę, ale za to jak – “Autostradą Wolności” w stronę naszego zachodniego sąsiada. Lubię tędy jeździć, nie, nie do Berlina, najbardziej lubię zjeżdżać na wysokości Świebodzina, by przemknąć obok górującego nad miastem Jezusa i zagłębić się w lubuskie lasy, moje rodzinne strony. Tym razem pozostaję w cieniu monumentalnej, trochę kontrowersyjnej żelbetonowej rzeźby Jezusa Chrystusa, którą osobiście lubię niezmiernie. To właśnie tutaj rozpocznę swój reportaż z pięknego, majowego ślubu Ewy i Leona, utrzymanego w swojskim, rustykalnym klimacie.
Ewa i Leon to wyjątkowa, pełna entuzjazmu i uśmiechu, polsko-angielska para. Na co dzień mieszkają w Londynie, na miejsce ślubu tradycyjnie wybrali rodzinne strony Panny Młodej. Wesele odbyło się w Starym Młynie Leniwka, idealnie odzwierciedlającym ich wrażliwość i poczucie estetyki. Gospodarcze budynki z czerwonej cegły okraszone delikatnymi, naturalnymi dekoracjami, tworzą mały folwark, znajdujący się pośród pól gdzieś pod Świebodzinem. Esencję rustykalnego stylu stanowią detale, którym zamierzam poświęcić w reportażu należyte miejsce.
Tak w dużym skrócie rozpocząłem swoją przygodę z Ewą i Leonem. Resztę opowiem Wam już zdjęciami. Mam nadzieję, że choć trochę uda mi się oddać, jak wspaniałymi są ludźmi i jak piękny był to ślub. Zapraszam!